Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapaliłem świecę i wyszedłem na korytarz. polując na owo jąkanie, jakby na świerszcze. W sieni głos jeszcze donośniej słyszeć się dawał. Zszedłem na drugie piętro — potem na pierwsze; tu już poznałem, że głos z dołu dochodził; na załamaniu muru dostrzegłem światło. schodzę tedy niżej — i cóż widzę? Stróża kamienicznego, leżącego na wznak na tapczanie w sieni, w ręku trzyma jakiś kawałek starej gazety, a między gazetą i jego oczyma pali się świeczka, na jego obnażonych piersiach, w lichtarzu, ulepionym z gliny.
— A ty co robisz? — spytałem..
Odwrócił się w stronę mojego głosu i przypatrzywszy mi się pod światło, odrzekł z powagą i pewną przechwałką:
— Czytom, panie.
Musiałem się uśmiechnąć mimowoli z tej pewności, z jaką Franek nieudolne składanie liter nazwał czytaniem.
— E, lepiejbyś spał — rzekłem kwaśno.
— Kiedy, proszę pana, cłek radby się nauczyć czytać, animo kiej. W dzień trza zrobić to, to owo, nie trzeba panu mówić; ledwie nockiem jest odrobina casu.
Rozbroił mnie tem wyznaniem. W oczach jego czarnych, głęboko osadzonych, tlił się jakiś gorączkowy zapał; spoglądał. na ten kawałek starej gazety, jakby na skarby, które miał ochotę posiąść coprędzej. Odszedłem, by mu nie przeszkadzać — i odtąd sylabizowanie jego monotonne, nie tylko nie draźniło mnie wcale, ale owszem-budziło mój umysł do pracy, jak dzwonek szkolny. Ciekawiło mnie tylko, co mogło w tym prostym człowieku rozbudzić taką. gorącą chęć czytania. Powiedziano mi, że to emulacya z lokajem od sędziego, z którym razem chodzili po gazety, napędziła mu tę ochotę. Ów lokaj był także synem chłopa pochodził nawet z tej samej wioski, co i Franek, — ale był już dłuższy czas w mieście, okrzesał się między ludźmi i wcale nieźle czytywał gazety. Frankowi wstyd było, że on tego nie potrafi, wziął na ambicyą i zaczął co sił sylabizować. Taką wiadomość dała nam kucharka. która jak-