Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a latem łapali raki w rzeczułce, co płynęła spodem. I przypomniał mu się Tomek kulawy, z którym razem pasali bydło pod lasem i kręcili fujarki na wiosnę — i Maryśka Kapuścianka, co się z nimi bawiła w chowanego, i Jasiek Sobczak i tylu innych, i ciekawość go brała dowiedzieć się, czy też żyją, co się z nimi stało.
Ułożył sobie, że jak się ociepli i on całkiem wyzdrowieje, to trzeba będzie w jakie święto pojechać tam i zobaczyć ich. A może jeszcze i ojciec żyje i ucieszy się, gdy go zobaczy.
Myśli przeszły potem w senne marzenia, które tak poplątały jego wspomnienia z tem, co mu żona czytała, że chwilami miał siebie za cygana, a Maryśkę Kapuściankę za Motrunę — i Bóg wie, jakie z tego cudowne historye mu się tworzyły we śnie. A sen miał długi, i kiedy się obudził, już dzień był biały.
Ranek wytrzeźwił go trochę z wczorajszych rojeń, już odechciało mu się jechać na wieś, zobaczyć swoich; ale zawsze ciekawy był dowiedzieć się o losach Tumrego i Motruny. Żona jednak miała tyle zajęcia przez dzień, że nie było chwilki czasu na czytanie i musiał czekać wieczoru, a nawet sam odważył się przypomnieć jej czytanie, gdy widział, że się do innej roboty zabierała. Przykro mu się robiło, kiedy jaki interes lub spóźniona pora zmuszały ją do przerwania powieści, z niecierpliwością czekał dalszego ciągu. Losy Motruny i Tumrego tak go mocno obchodzić zaczęły, że myślał o nich ciagle i oburzał się, że ci przeszkadzali zakochanym; a kiedy przyszła zkolei historya Marysi, to rozmiłował się w niej, jakby to była jego własna córka; niepokoił się, by czasem Tomkowi nie udało się zbałamucić poczciwej dziewczyny, by się nie zmarnowała w biedzie, — często nawet wilgocią zachodziły mu oczy nad losem sieroty. Ocierał je coprędzej ukradkiem przed żoną, wstydząc się swojej słabości. A przy samym końcu, ileż to było strachu, czy kochankowie znajdą się, czy ojciec pozwoli na to małżeństwo, czy Ora nie uprowadzi Maryśki