Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gruby pugilares czerwony, przewiązany sznurkiem i oddał mi go. — Widzicie — mówił dalej, — nie puszczając jeszcze pugilaresu z ręki, — ten pugilares, to mój majątek cały - to moja przyszłość.-Gdyby te papiery zginęły, poniósłbym wielką stratę.
Z tego co mówił i z jego wahania widziałem, e nie dowierza mi jeszcze zupełnie. Więc, dla uspokojenia go, podniosłem dwa palce do góry i rzekłem: na tego Boga, co nad nami, przysięgam panu, że możesz być całkiem spokojny o twój pugilares, choćby on największe skarby mieścił.
Musiało go to przekonać, bo prędko wcisnął mi w rękę pugilares, potrząsnął nią silnie na pożegnanie i poszedł w swoję drogę.
— No i prędko potem zgłosili się o ten depozyt? — spytałem Dominika.
— Nie zgłosił się wcale. Od lat dwudziestu nie dał znaku o sobie.
— A depozyt? — Jest u mnie związany sznurkiem, tak jak mi go oddał.
— I nie zaglądaliście, nawet przez ciekawość, co tam jest.
— U chowaj Boże.
W tej chwili mała, niekształtna figurka Dominika urosła w oczach moich do dziwnych rozmiarów. Ciemna twarz jego, jeszcze więcej zaciemniona zmrokiem na tle jasnego nieba, ustrojonego gwiazdami, przypominała mi obrazy staroniemeckiej szkoły. U nóg rybaka siedział na brzegu łodzi wnuk jego, mały Tomek, z podpartą rękami brodą, wsłuchany uważnie w opowiadanie dziadka.
Miałem ochotę zapytać jeszcze Dominika o coś, co się tyczyło owego nieznajomego, ale łódź nasza zbliżała się już ku zamkowi, gdzie tłumy ludu czerniły się po óbu brzegach, przypatrując się wiankom. Gwar, wrzawa, muzyka, łodzie z kolorowemi latarniami, które, jak wstęgi, odbijały się w wodzie, wianeczki oświecone świeczkami,