W księżycową noc lutnista młody
Wyszedł z domku swego i siadł w borze,
Westchnął, zagrał — i wody w jeziorze
Podniosły się z westchnieniem — a z wody
Wyszła w blaski księżyca ubrana
Rusałeczka lekka do młodziana —
W kwiaty strojna — i jakby powoje
Ramionami spletli się oboje.
Księżyc na nich patrzał się przez liście,
I zazdrościł młodemu lutniście —
„Moja luba“ — szeptał młodzian drżący,
Czemu patrzysz się tak w kwiat ten śpiący
U nóg twoich? Zdeptaj go nogami,
Bo mi zazdrość zmarszczką czoło orze,
Że ty kwiat ten bardziéj kochasz może
Niż mnie. Zdeptaj, luba, kwiat nogami —
Rusałka się z lutnisty rozśmiała —
Kwiat zdeptała — ani nań spojrzała.
„Moja luba“ — szeptał znów słowami
Miłosnemi — „czemu w twarz księżyca
Tak się patrzysz? On ci siadł na lica,
I całuje usta promieniami.
Nie patrz luba w niebiosów kobierce.
Nie patrz w księżyc, bo mi pęknie serce
Od zazdrości. Zasłoń cieniem siebie,
Niech ten księżyc nie patrzy na ciebie“.
Rusałeczka się z lutnisty śmiała —
Twarz schyliła — w księżyc nie patrzała.