Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjemne łachotanie w sercu, któremu poddawał się z rozkoszą.
Nagle, tuż prawie za jego plecami, rozległ się rubaszny śmiech pana Kajetana. Kazimierz zmieszał się jak żak, schwytany na gorącym uczynku i koszyk wypuścił z ręki.
— A to cię ubrali — zawołał pan Kajetan.Patrzcie państwo, co ta mała nie wyrabia. Takiego filozofa obróciła na posługaczkę kuchenną, Ha! ha! ha! niezadługo ci radle pomywać każe i talerze wycierać — zobaczysz.
— E! co też to wujcio nie wygaduje — rzekła Zosia — rumieniąc się i rzuciła kilka filuternych spojrzeń na Kazimierza, jakby chciała wypróbować ich mocy nad nim.
— No, no, daj pokój, już ja cię znam. Onby tu z pewnością dobrowolnie się nie znalazł, gdybyś go nie była gwałtem zaciągnęła.
— O! bardzo przepraszam, bo pan Kazimierz sam przyszedł. No, czyż nie prawda?
— Tak! Czekaj bratku, powiem ja Bolkowi, że mu pannę bałamucisz.
— Ciekawam, co Bolka to obchodzić może, czy ja z kim mówię i co mówię?
— Więc wolisz z panem Kazimierzem rozmawiać, jak z Bolkiem?
— E! proszę mnie nie sekować — mówiła, zasłaniając się rączką od niego, by ukryć żywy rumieniec, który w tej chwili oblał jej twarz i uszka jej zafarbował, a widząc, że wuj nie