Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże pani znajduje ten pierwszy bal? Jakież na pani zrobił wrażenie?
— Z początku doznawałam jakiejś dziwnej trwogi, rodzaju rozkosznego bólu; ale teraz to już przeszło. Oswoiłam się trochę i jest mi dobrze, szczególniej, gdy pan jest przy nas. Zdaje mi się, że jestem w swejem kółku.
Podziękował jej spojrzeniem pełnem wdzięczności za zaliczenie go do kółka najbliższych. I on przy niej doznawał takiego uczucia, jakby w gronie najbliższych mu osób, najdroższych jego sercu.Dziwił się sam sobie, że ten tłum różnobarwny, który się przesuwał zwolna naokoło sali, tak go nic nie obchodził; patrzał na niego obojętnym wzrokiem, nie mając wcale chęci przysunąć się do kogokolwiek, rozmawiać z kim. Nie ruszał się z miejsca, bo mu było tak najlepiej. Nic zważał nawet na ciekawe i złośliwe spojrzenia, jakiemi obserwowano go z galeryi, zajęty będąc wyłącznie Waleryą, Wszystkie postanowienia, z jakiemi tu przyszedł, w niwecz się rozpłynęły wobec tego uroku, jaki na niego wywierała jej piękność i dobroć. Wydawała mu się nierównie piękniejszą, niż wtedy, gdy ją pierwszy raz zobaczył na wieczorku tańcującym; wyglądała dziś jakoś inaczej, więcej majestatycznie, i nie zginęła wcale wśród dam wielkiego świata. Juliusz nie mógł się jej dosyć napatrzeć i siedział przy niej, jak przykuty. Dopiero, gdy muzyka dała hasło do kadryla, zerwał się, aby poszukać sobie vis á