Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

serdeczniejszą przyjaciółkę i powtarzała uradowana:
— Prześlicznie! cudownie! Panno Walery o, medal się pani należy za tę suknią, to prawdziwe arcydzieło! na wystawę, jak mamę kocham, na paryzką wystawę! Jaka szkoda, że pani nie będziesz mogła podziwiać swojego arcydzieła na sali balowej, porównać z innemi.
— Owszem, zdaje mi się, że będę mogła.
— Będziesz pani na galeryi? Ach, to doskonale!
— Nie, prawdopodobnie będziemy na dole.
— Na sali? — spytała z niedowierzaniem doktorowa, mierząc Waleryą dziwnem jakiemś Spojrzeniem.
—Tak.
—Jakto? między balowemi?
—Tak. Czy to panią dziwi?
—O! nie, bynajmniej. Dlaczegożby mnie miało dziwić? — mówiła, usiłując zachować obojętną minę; ale znać było widocznie po niej, że ją ta wiadomość trochę zaniepokoiła i zepsuła jej humor. Ostygła znacznie w swojej serdecznoŚci dla panny Waleryi, suknią się także mniej już zachwycała i, wydawszy dyspozycyą, kiedy l gdzie ma być jej odesłana, wyszła pożegnawszy się prędko i ozięble.
Walerya nie mogła sobie wytłumaczyć tej nagłej zmiany humoru doktorowej; przypisywała Ją kapryśnemu usposobieniu, dziwactwu, z czego