Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ ja jadę dorożką — rzekł niecierpliwie Juliusz, nie mogąc się pozbyć natręta.
— I nie życzysz, sobie, abym cię odprowadził? Założyłbym się, że jakieś rendez-vous. Zarumieniłeś się? więc zgadłem. Nie bój się, nie będę ci zazdrościł, ani przeszkadzał, bo i ja mam coś napiętego. Wczoraj Edward przedstawił mnie w teatrze doktorowej, tej twojej, wiesz? prześliczna kobieta, jak honor kocham! warto dla niej się zaawanturować. Jutro wybieram się do niej z pierwszą wizytą.
— Bądź zdrów — rzekł Juliusz, przerywając w ten niegrzeczny sposób gadaninę zarozumiałego żółto-dzióbka, i aby go się pozbyć coprędzej, wsiadł do stojącej opodal domu dorożki, a nie chcąc przed nim zdradzić celu swojej jazdy, powiedział umyślnie głośno dorożkarzowi dla zmylenia śladu: do mostu. Dopiero w połowie drogi kazał mu zboczyć we właściwą ulicę.
Jadąc, miał twarz zachmurzoną i kwaśną.Rozmowa z Bolkiem popsuła mu humor. Nie kontent był z tego, że zaproszenie, które wziął dla owego pana Mulińskiego, zwróciło uwagę komitetu. Nie znał wcale tego pana, zaprosił go tylko dla panny Waleryi. A może to jaka zakazana figura, za którą będzie musiał wstydzić się? Pocieszał się tylko tem, że na balach publicznych na mężczyzn nie wiele zwraca się uwagi, a co do kobiet, spodziewał się, że siostra Waleryi nie będzie się wydawała gorzej od in-