do domu w różowym humorze i wielkiem ożywieniu, bo miał teraz zajęcie dla myśli swoich.Należał on do tych kochliwych natur, które potrzebują ciągłego zajęcia dla serca i myśli, inaczej uczuwają pustkę i nudy. Nowa znajomość zelektryzowała go, rozkołysała rozkosznemi nadziejami. To też był wesół, śpiewający, ochoczy.
Stróż, otwierając bramę, wręczył mu liścik, który, jak mówił, przyniosła jakaś służąca przed wieczorem.
Juliusz po zapachu poznał od razu, że liścik był od doktorowej. Dawniej z bijącem sercem otwierał takie liściki, dziś był całkiem obojętny na to — i rozerwał kopertę z prostej ciekawości, aby się dowiedzieć, czego właściwie może jeszcze chcieć ta kobieta, skoro już wszystko między niemi było zerwane.
List zawierał krótką treść;
— Mój mąż wyjechał na dni parę. Spodziewam się, że skorzystasz z tej sposobności. Do widzenia — twoja Helena.
— O! więc przypomniała mnie sobie znowu — rzekł drwiąco — Tempi passati, moja pani.
— Skrzywił się lekceważąco, podarł list i wrzucił go do kosza.