Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc pan konsyliarz już nie odjedzie? spytała ucieszona z żywą radością w twarzy.
— Teraz nie mam już potrzeby. Za godzinę będę u was.
— Tylko przed panienką nie trzeba nic mówić, że tu byłam, co mówiłam.
— Więc mi ona Kasię przysłała?
— Zkądże znowu? Onaby umarła z żalu, a nie zrobiłaby tego. Pan doktór nie zna jej jeszcze, co to za charakter.
— Więc dobrze. Powiem jej, że od kogo innego przypadkiem dowiedziałem się, że naprzykład urzędnik z poczty zdradził mi tajemnicę z temi listami.
— Niech Bóg broni — niech Bóg broni upominała go staruszka, niech się pan nawet nie zdradzi z tem, że się domyślasz czego, bobyś jej pan popsuł całą przyjemność, kiedyś, później —to może.
Już miał odchodzić, kiedy przytrzymała go za połę i nachylając się ku niemu — odezwała się z nieśmiałością;
— I niech pan nie wspomina nic przed nią o tamtej. — Pan Hipolit się zaczerwienił po same uszy.
— Więc Kasia wie o tem?
— Ja wiem; ale ona nie wie o niczem, Niech się nigdy nie dowie, boby ją to zmartwiło, niech myśli biedaczka, że tylko ona jedna
Nie śmiała dokończyć; ale ją zrozumiał do-