Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fotel, zasłaniając sobie oczy batystową chusteczką,
— Pociesz się pani, że pan Bóg z pewnością nie wysłuchał takiej modlitwy.
— Jak pan mogłeś pozwolić, abym ja, ja miał mowę nad nim? — spytał kuzynek Adolf.
— Było to przecież pańskie życzenie i dobra wola.... Zresztą sam pan powiedziałeś, że ktokolwiekby on był, skoro był moim przyjacielem, ma prawo do waszej czci i pamięci — odrzekł drwiąco Maniakowski.
— To jest nie uczciwie! Ja będę żądał satysfakcyi!
— A ja pomsty Bożej wzywać będę na takiego niegodziwca jak pan! -zawołała zrywając się nagle z nowemi siłami hrabina Hortensya. — Zaskarżę pana do konsystorza za taką profanacyę świętych obrządków.... Odpokutujesz za to w kryminale bezbożniku!
To powiedziawszy wybiegła z pokoju, a za nią wśród złorzeczeń, pogróżek, oburzenia i inni zaczęli tłumnie opuszczać bibliotekę, a po niedługim czasie i dwór Maniakowskiego, bo powozy i bryczki czekały już gotowe dla nich w podworcu.
Gospodarz stał w oknie i z drwiącym, pogardliwym uśmiechem patrzał na odjeżdżających, na ich rozindyczone twarze, zaciśnięte pięści, które zwracały się ku niemu, a gdy