Przejdź do zawartości

Strona:Michał Bałucki - Bez chaty.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
TERESKA (z trwogą).

Staszku! kto tu mówi tak boleśnie?
To nie matka — onaby już wcześnie
Od radości krzykła i leciała
Do nas we łzach i w uśmiechu cała.

STACH.

Strasznie, strasznie — matka nie poznała
Swoich dzieci — szklannemi oczyma
Patrzy na nas — za jawor się trzyma
I drży.

(idąc do niéj.)

Matko — mateńko jedyna,
Spamiętaj się — nie patrz tak na syna —
Lecz go witaj.

MATKA (do siebie).

Jacyś ludzie bieli —
Możeby mi syna porwać chcieli —
O! nie porwą. (chwyta za jawór.)