Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo trzeba ci wiedziéć — objaśnił go ojciec — że w miasteczku naszém nie wolno było osiedlać się żydom. Dopiéro Josel piérwszy ośmielił się skorzystać z równouprawnienia i założył tutaj handel. Nie uwierzysz, co wyrabiali tutejsi obywatele z tego powodu. Wybijano mu okna, napastowano na ulicy; były takie zbiegowiska i sceny przed jego sklepem, że aż żandarmerya wdawać się w to musiała i brać żyda w obronę. Żyd jednak przetrzymał to wszystko, a że był przebiegły i zręczny, umiał sobie różnemi sposobami ująć mieszkańców, szczególniéj udało mu się zyskać protekcyą burmistrza, i pod jego opieką siedzi teraz bezpiecznie. Ale innym nie powiodło się tak szczęśliwie. Probowało kilku osiedlić się tutaj i nie mogli się utrzymać. Prześladowano ich tak zawzięcie, takie trudności i przeszkody stawiano im na każdym kroku, że w końcu wynieść się musieli.
— To téż możesz sobie wyobrazić — ciągnęła daléj matka — jakie oburzenie musiało wywołać pojawienie się dwóch żydówek, o których mieszczanie dowiedzieli się, że chcą zamieszkać stale tutaj. Zaledwie pokazały się na ulicy, rzucono się na nie z zawziętością, i to nietylko chłopaki, ale poważniejsi mieszczanie i kobiety wzięły udział w tém prześladowaniu; znęcano się nad niemi, naigrawano, plwano, popychano i rzucano kamieniami. Jeden kamień uderzył młodą żydówkę w czoło i zranił ją. Wtedy