Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowano, a dziś wejść mu tam nie pozwolono. Ale dlaczego? To pytanie wciąż uparcie wracało mu do głowy, domagając się koniecznie odpowiedzi, któréj dać sobie nie był zdolen. To tylko mógł przypuścić, że nieprzyjęcie jego stało się z wiedzą i wolą Julii, bo jéj wola w domu była wszystkiém. Ale dlaczego to zrobiła? Dla kogo? Nie podejrzewał nawet, żeby przyjazd Adolfa spowodował taką zmianę w jéj usposobieniu. Wprawdzie nieraz w Wiedniu jeszcze doświadczał tego, że Julia zaniedbywała go dla Adolfa, ale wiedział także, że obecność jego w takim razie nie żenowała jéj wcale, owszem, znajdowała pewną przyjemność, widząc obok siebie ofiarę swego kaprysu. Musiał więc być inny powód, dla którego nie przyjęto go teraz.
Im więcéj myślał nad tem, tém trudniéj było mu domyślić się. Odszedł tedy, by nie myśléć więcéj, ale myśli powlokły się za nim do domu. Sam się dziwił, że go to tak mocno obeszło. Nie przywiązywał bowiem nigdy wielkiéj wartości do względów Julii; wiemy, że używał ich, jako rodzaj narkotyku upajającego; łaskotały one jego próżność i zmysłowość, dawały chwilowe roztargnienie, jednak ani w trwałość ich nie wierzył, ani serce jego nie brało w tém udziału. Wstręt nawet nieraz budziły w nim te wyzywające spojrzenia, zalotne słowa, kokietujące obejście. Znał zwodniczą wartość téj niby miłości. A jednak, kiedy naraz widział się pozbawionym