Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skinęła mu jeszcze raz głową, dodając zalotne spojrzenie, i usiadła, bo pociąg ruszył z miejsca.
Czas jakiś siedziała milcząca, zatopiona w myślach, niewiadomo, czy o walcu, czy o Adolfie, czy téż może o czém inném. Po niejakim czasie, jakby sobie coś przypomniała, poruszyła się żywo i zapytała Leona:
— Czy pisałeś Janowi, że my dziś przyjeżdżamy?
— Pisałem — odrzekł sucho.
— To się dziwię, że nie wyjechał przynajmniéj o parę stacyi na spotkanie nasze.
— Może i lepiéj się stało. Było-by im tu za ciasno razem z Adolfem — rzekł ze złośliwym uśmiechem.
Julia spojrzała na niego z miną obrażonéj.
— Szkaradny jesteś, kuzynku!
— Wiem o tém od urodzenia. Tobie nikt czegoś podobnego zarzucić nie może.
Zdaje się, że nie zrozumiała téj alluzyi, bo najspokojniéj oparła się o ramy okna i obserwowała krajobraz.
Po chwili zapytała go znowu:
— Czy daleko do téj stacyi?
— Wiem tyle, co ty. Nie byłem nigdy w tych stronach.
— Nieznośnie długa stacya!
Leon nic nie odpowiedział, tylko rzucił na mówiącą ukradkiem jakieś dziwne spojrzenie. Jakieś