Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

muszą znać tajemnicę jéj serca. Była podobną do osoby, która poszła piérwszy raz na maskaradę i rumieni się pod maską, że ją wszyscy widzą, poznają. Naiwność, z jaką wypowiedziała panna Zenobia ostatnie pytanie, przekonała ją, że się pomyliła, i to ucieszyło ją. Dodała więc szybko:
— Więc dobrze. Zapomnij pani o tém, com mówiła; zapomnij o tém, żeś tu była nawet.
— Ależ przecie nie dokończyłam ci jeszcze o Trójcy Przenajświętszéj. Otóż, widzisz, jest troistość w jedności i jedność w troistości, a to...
Żydówka wstrząsnęła głową niechętnie.
— Przestańmy już mówić o tém, to mnie męczy.
— Może wykład o Trójcy Przenajświętszéj za trudny jeszcze na początek dla ciebie; więc możemy...
— Nie, nic nie chcę słyszéć. Nie chcę téj waszéj religii. Poco mi nieśmiertelność, jeżeli mam wiecznie cierpiéć.
— Ależ mówiłam ci, że jest szczęśliwość wieczna.
— Bez miłości, to niepodobna.
— Bez miłości ziemskiéj.
— To nie jest ziemska miłość, nieprawda. Ja przez tę miłość zrozumiałam, kto jest Bóg, dla niéj tylko chciałam nieśmiertelności, a jeżeli ta miłość ma umrzéć, to i ja wolę umrzéć z nią.
Słowa te obrażały w najwyższym stopniu dziewiczą wstydliwość panny Zenobii i jéj religijne uczucia. Według niéj, było to bluźnierstwem. Jednak,