Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawała nadzieję w chwili, kiedy utraciła ją całkiem. A choć gorliwa nauczycielka subtelnościami dogmatycznemi mąciła i gmatwała zasadniczą istotę wiary, to jednak, uchwyciwszy wzrokiem duszy główne jéj punkta: nieśmiertelność, sprawiedliwość, nagrodę po śmierci, wciąż zwracała się ku nim, jak do sterniczych gwiazd na niebie i nie dała się wprowadzić na manowce.
— Więc powiadasz pani — odezwała się, przerywając pannie Zenobii, która chciała znowu zapuścić się w tłómaczenia jéj jedności Trójcy — powiadasz pani, że wasza religia...
— Nie nasza, moje dziecko, to jest katolicka, powszechna.
— Więc, że katolicka religia każdego zrobi szczęśliwym?
— Jeśli się żyje ściśle podług jéj przepisów i wypełnia przykazania Bozkie i kościelne.
— A jeżeli moje szczęście przeszkadzać będzie innéj osobie do szczęścia?
Panna Zenobia wypatrzyła na nią zdziwione oczy, jakby mówiła niemi, że tego nie rozumié. Amelia zapłonęła zmieszana. Nie śmiała jaśniéj tłómaczyć się przed obcą osobą, a jednak pragnęła miéć rozwiązaną tę wątpliwość.
— Jak to rozumiész? — spytała Zenobia.
— Jeżeli naprzykład jakaś, jakaś panienka kocha kogoś i ta miłość potrzebna jéj do szczęścia, jak