Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbliżywszy się do miejsca, zkąd głos dochodził, spostrzegł w świeżo wykopanym dole człowieka, usiłującego się wydobyć z wody i błota, którem dół był u spodu zalany. Był to Jakób. Nie chcąc być widzianym przez Adolfa, ukrył się w jednym z dołów, które kopano, szukając wody. Ziemia wilgotna i miękka obsunęła się pod nim i spadł na sam spód. Dół był na kilka łokci wypełniony wodą, spód był grzązki i miękki tak, iż Jakób coraz niżej zapadał. Przerażony, począł wołać o pomoc, nie zważając już na nic, bo woda sięgała mu już po usta. Nie dużo brakło, aby całkiem go zalała. Napróżno czepiał się ścian dołu — wilgotna i miałka ziemia nic dawała mu żadnego punktu oparcia, a niespokojne usiłowania wydobycia się pogorszały jeszcze położenie. Na szczęście, Adolf nadbiegł mu z pomocą. Wyszukawszy silne oparcie dla nóg swoich, schylił się ku dołowi i podał Jakóbowi laskę swoję. Z jej pomocą mruk wydоbył się z błota i wody na wierzch; Adolf podał mu rękę i za chwilę wydostał na bezpieczne miejsce.
Jakób był tak zmokły, osłabiony i przestraszony, że nie mógł ustać na nogach i upadł na ziemię.
— Ktoż ty jesteś? zkąd? — pytał go Adolf. Jakób wahał się, co odpowiedzieć; nie wiedział, czy przyznać się, czy nie; w końcu,pomyślawszy,