Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu z oczu i nie widać ich było więcej, choć zarośla ledwie z kilku krzaków się składały, Rozciekawiony tem tajemniczem znikaniem dzieci, posunął się raz w tę stronę za niemi. Wszedłszy między zarośla, wytłómaczył sobie zagadkę, zobaczywszy furtkę, prowadzącą do wnętrza parku. Furtka była zamknięta. Zajrzał więc przez parkan i zobaczył dwie zakonnice, chodzące po ogrodzie wśród dziatwy, śpiewającej pieśni nabożne. Podczas gdy dzieci śpiewały, zakonnice myły je, czesały, ubierały lub uczyły. Salusia pomagała im w tych zatrudnieniach. Gdy ukończyły tę robotę, wtedy dzieci, ubrane w białe fartuszki, na których świeciły krzyże na szerokich, niebieskich wstążkach, stanęły rzędem, potem uszykowały się w pary i poczęły maszerować po ścieżkach ogrodu, klaszcząc w takt rękoma i śpiewając znowu jakąś pieśń pobożną, ułożoną w formie marsza.
Ciekawie i zabawnie wyglądało to wojsko liliputków. Najstarsze bowiem mogło mieć najwięcej lat cztery, a były takie, co i po dwa liczyły. Adolf z zajęciem przyglądał się różnym manewrom wojskowym tych niedorosłych krzyżowników, aż mu znikły za drzwiami. Zaintrygowało go to bardzo i, powróciwszy do domu, nie zaniechał spytać się ojca, kto zajmuje się tą gromadką dzieci i pozwala im wchodzić do parku barona. Schmidt na to pytanie skrzywił się niechętnie i rzekł: