Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— То nieprawda! — odezwała się rumiana oburzeniem Zofia — on nie wiedział, że tam była nafta.
— W takim razie nie znał także niebezpieczeństwa, na jakie się narażał — rzekł znowu Adolf.
— Jakto? gdy cały dom był w płomieniach? O! nie przekonacie mnie państwo, że ten człowiek nie poświęcił się. Trzeba słyszéć Salusię, z jakiém ona uwielbieniem mówi o tym człowieku. Rada-bym go poznać i podziękować mu za to.
— Salusia exageruje — powiedział baron. — Blizkość niebezpieczeństwa powiększała czyn zwyczajny w jéj oczach do nadzwyczajności. Wolę zgodzić się na zdanie pana Szmitowskiego tym razem, bo nie mogę przypuścić, aby syn bogatego dorobkowicza chciał się narażać dla ocalenia biednéj dziewczyny.
Całą tę historyą obrócono w śmieszność, poczęto nawet żartować sobie z bohatera, co bardzo gniewało Zofią, która do ostatka broniła swego protegowanego. Jeden tylko Jerzy milcząco podzielał jéj zdanie. Zbliżył się do Adolfa i, ścisnąwszy go za rękę, rzekł po cichu:
— Teraz cię rozumiem. Widzę, że lepiéj robisz, niż mówisz.
— Wszak ei wytłómaczyłem powód mego poświęcenia.
— Nie uwierzę. To było poświęcenie szlachetne.