Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

równałeś do rzemieślnika, pracującego w warsztatach, to przyznać także muszę, że ludzkości większy pożytek przyjdzie z tej prozaicznej pracy, niż z owych gimnastycznych szermierek ducha z niewidzialnemi, niepochwytnemi potęgami. Nie potępiam ich, ho one były historyczną koniecznością w rozwoju ludzkości; ale nie mogę im przyznać pierwszeństwa, a szczególniej użyteczności wobec dzisiejszej filozofii pozytywnej. Ludzkość, jak ptak zamknięty w klatce, rzucała się z wysileniem na żelazne pręty, chciała przełamać je i dojść myślą za granice grobu i śmiertelności. Obecnie przekonała się, że tych zapór nie przełamie, i wzięła się do pracy w ciaśniejszym obrębie, do wynalezienia modus vivendi w oznaczonej czasem i ziemią przestrzeni.
W tej chwili baron zbliżył się do nich i zaproponował powrót do salonu. Zastali tam panią Irenę, siedzącą przy fortepianie, i Maurycego, który w drugim kącie salonu siedział zachmurzony nieco i przeglądał gazety. Irena obojętnym, sztywnym ukłonem przywitała wchodzącego gościa; Maurycy także niewiele zadał sobie trudu w okazywaniu mu grzeczności; a że Jerzego coś zatrzymało na chwilę w drugim pokoju, więc na baronie ciężył obowiązek bawienia gościa. Obowiązek ten był mu o tyle przykry, że nie wiedział, z kim ma do czynienia, co dla barona, sądzącego ludzi podług urodze-