Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do tego już jestem za stary. Wychowałem się w innych warunkach, mam inne potrzeby i pragnienia. Mogę umiéć uczuć wartość i piękne strony tego życia, ale-bym tak żyć nie mógł. Nasze ideały były inne! Szturmowaliśmy niebo, jak tytany, chcieliśmy ztamtąd dostać dla ludzkości ognia świętego, i upadliśmy. Wy idziecie inną drogą: wy tego ognia, co ma oświecić ludzkość, szukacie w ziemi i na ziemi; może będziecie szczęśliwsi. Kto wié? Przyszłość to rozwiąże. To pewna, że obecność jest waszą, że my ustąpić wam miejsca musimy. Zwyciężyliście nas.
Słowa te mówił baron z powagą i uroczystością, w niezwykłym, podniesionym nastroju duszy. Stary i młody Schmidt w milczeniu przyjęli jego słowa i wszyscy głęboko się zamyślili nad niemi.
Dopiéro uderzenie dzwonu, zapowiadającego ukończenie pracy w fabrykach, obudziło ich z tej zadumy: Baron spojrzał na zegarek:
— Któraż to godzina?
— Szósta.
— I wy już kończycie robotę?
— Tak. Skróciliśmy godziny pracy, aby robotnik miał wiecéj wytchnienia i czasu dla siebie aby nietylko w niedzielę mógł ucieszyć się widokiem dnia i odetchnąć świeżém powietrzém. Wieczorem idą wszyscy do pastora, do czytelni. Wi-