Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Nareszcie, tym razem jeszcze, jest on ocalony, ale przyszłość jakże jest ciemna dla mnie z tej strony... W każdym razie, będę w Paryżu na kilka dni w końcu miesiąca i, jeżeli Szopena będzie można przewieźć, sprowadzę go tu“. W liście tym wytacza zarazem szeroko swe skargi i żale, mówiąc o swem poświęceniu i podając ciekawe szczegóły. Oświadczywszy, że od siedmiu lat jest ona jak panna z Szopenem i z innymi, powiada:
„Wiem, że wielu oskarża mnie, jedni, żem go wyczerpała gwałtownością mych zmysłów, drudzy, żem go doprowadziła do rozpaczy memi wybrykami (par mes incartades) Sądzę, że wiesz, ile w tem jest prawdy. On skarży się na mnie, żem go zabiła, pozbawiając go tego, podczas gdy ja byłam pewna, że zabiłabym go, gdybym postępowała inaczej. Oto jakie jest me położenie w tej przyjaźni opłakanej, gdzie stałam się jego niewolnicą we wszystkich chwilach życia, w których to mogłam czynić bez okazywania mu względów pierwszeństwa niemożliwych i grzesznych przed memi dziećmi — w których szacunek, jaki winna byłam wpajać w me dzieci i w mych przyjaciół, był rzeczą tak delikatną i trudną do zachowania! Dokonałam pod tym względem cudów cierpliwości, do których nie uważałam siebie za zdolną. Doszłam do męczeństwa!... Ale niebo jest nieubłagane dla mnie, jakbym miała zbrodnie do odpokutowania; pośród bowiem wszystkich tych wysiłków i ofiar, ten, którego kocham miłością absolutnie czystą i macierzyńską, umiera, jako ofiara przywiązania nierozumnego, jakie zachowuje dla mnie“.