Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
gwido.

Dlaczego?

vanna.

Bo mnie kocha...

gwido.

A więc to nam chciałaś powiedzieć?... więc to ma być cud?... Tak, tak! w pierwszych słowach twoich dosłyszałem już coś, czego nie zrozumiałem... coś, co przez mózg się przemknęło, jak błyskawica, na co jednak nie zwróciłem uwagi... Sądziłem, że pomieszana i upojona odrazą... lecz widzę teraz, że w wyrazach twoich rozpatrzeć się należy... Nagle, spokojniejszym, głosem. Zatem, gdy w swoim namiocie, miał cię całą noc samą i prawie nagą, człowiek ten cię nie posiadł?

vanna z siłą.

Nie!

gwido.

Nie tknął cię i nie pocałował?...

vanna.

Jeden tylko pocałunek złożyłam na jego czole; za co nawzajem mnie pocałował...

gwido.

W czoło?... Spojrzyj na mnie, Giovanno! Czy wyglądam na człowieka, który mniema, że gwiazdy są ziarnkami ciemiernika, albo, że księżyc zgasić można, plując w studnię?... Od jakiegoż to czasu?... Ach! nie chcę jeszcze powiedzieć... nie chcę jeszcze gubić nas