Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umie zręcznie kłamać, staje się wkrótce ofiarą potwarzy... Gwido nie zważał na to; miał ufność we mnie i wtedy mi się podobał. Uczynił mnie szczęśliwą o tyle, o ile nią być może kobieta, która wyrzeka się szalonych marzeń, nie posiadających racyi bytu w życiu ludzkiem... Zobaczysz także — bo się tego spodziewam — że można być szczęśliwą, nie pędząc dni na oczekiwaniu szczęścia, którego nikt nie zaznał... Kocham obecnie Gwida miłością, mniej gwałtowną od tej, jaką mniemasz, że nosisz w sercu własnem, lecz niewątpliwie równiejszą, stokroć bardziej wierną i pewną... Miłość moją los mi narzucił; przyjmując ją, nie byłam ślepą; innej mieć nie będę. Jeśli kto ją złamie, to nie ja niezawodnie... Pomyliłeś się zatem. Jeśli wyrzekłam słowa błąd twój tłómaczące, to nie mówiłam ich ani dla ciebie, ani dla nas. Przemawiałam w imię miłości, której serce szuka w jutrzence życia, która może istnieje, lecz nie jest moją, ani twoją także, bo nic nie uczyniłeś, co miłość taka sprawić może.

prinzivalle.

Sądzisz zbyt surowo, nie wiedząc dostatecznie, co zniosła i co uczynić musiała, żeby wywołać nareszcie chwilę szczęśliwą, któraby wszystkie inne miłości doprowadziła do rozpaczy... Lecz gdyby nawet nic nie uczyniła gdyby nie przedsięwzięła prób żadnych, wiem, że istnieje, bo jestem jej ofiarą. Noszę ją tu; pochłania moje jestestwo, i gasi we mnie wszystko, co ludziom sprawia radość i okrywa ich chwałą. Od czasu, jak mnie w moc swoją chwyciła, nie zrobiłem i kroku, ani jednego poruszenia, któreby nie miało na celu zbliżenia się do ciebie... Ach! wierz mi Vanno! Musisz mi wierzyć, bo wierzy się chętnie tym, którzy