Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi się, że oczy mnie łudzą... Wspomnienia były piękne i wierne, lecz malowały cię zbyt powolnie i za skromnie... Nie śmiały nadać ci całego blasku, jaki mnie olśnił nagle... Byłem, jak ów człowiek, który przypomina sobie kwiat, raz tylko w ogrodzie widziany w dzień chmurny, a potem niespodzianie spostrzega sto tysięcy kwiatów podobnych w polu, oblanem światłem słonecznem... Widziałem znowu to samo czoło, włosy i oczy; odgadywałem duszę na ubóstwianej twarzy... lecz rzeczywisty ich czar przewyższał wdzięki, z jakich postać twoją odtwarzałem w ciągu długich dni, w ciągu nieskończonych miesięcy, w ciągu całego lat szeregu, przy jedynem świetle wspomnienia, cofającego się powrotną drogą w przeszłość.

vanna.

Tak — kochałeś mnie, jak się kocha w takim wieku, a czas i nieobecność upiększa miłość...,

prinzivalle.

Ludzie mówią często, że kochają lub kochali raz tylko w życiu, chociaż to rzadko bywa prawdą... Przystrajają żądzę swoją, lub swą obojętność w cudowne nieszczęście tych, którzy są istotnie stworzonymi dla jedynej miłości; a gdy jeden z tych, posiłkując się wyrazami, które w ustach innych były tylko harmonijnem kłamstwem, przychodzi wypowiedzieć głęboką i bolesną prawdę, pustoszącą mu życie, słowa zużyte przez kochanków szczęśliwych, już utraciły całą moc swoją, całą swą powagę. Ta, która ich słucha, mimowoli lekceważy biedne wyrazy, często święte i bardzo smutne, zwłaszcza, gdy je zestawia z powszednią wartością i śmiesznem znaczeniem, jakie otrzymały w pośród ludzi.