Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płaci!... Jedno mi tylko do spełnienia pozostaje, dowiecie się o tem wkrótce...

vanna, czepiając go się.

Gwido! spojrzyj na mnie... Nie kryj przedemną oczu twoich.. To jedyna pogróżka... Spojrzyj... chcę je widzieć!....

gwido,
spogląda na nią i odsuwa od siebie chłodniej.

No, patrz!... A teraz oddal się, nie znam cię więcej... Czas upływa, on czeka, wieczór zapada... Nie lękaj się, nie obawiaj się niczego... Czy mam oczy człowieka, który chce popełnić szaleństwo?... Nie umiera się pod gruzami walącej się miłości... Rozum chwieje się wtedy tylko, gdy człowiek kocha... Mój już moc odzyskał... Do dna miłość przejrzałem, i miłość, i wstyd niewieści... Nie mam nic więcej do powiedzenia... Nie, nie, otwórz palce... Nie powstrzymają oddalającej się miłości... Koniec jej, koniec!... Nie pozostało z niej i śladu... Przeszłość się zapada, a z nią i przyszłość... Ach! tak, drobne paluszki, i oczy jasne, i usta... Wierzyłem im niegdyś... z wiary mojej niema nic... Odsuwa z kolei jedną rękę Vanny po drugiej. Nic już nic, mniej niż nic... Żegnam cię Giovanno. Idź precz! żegnam... Czy idziesz tam?

vanna.

Tak.

gwido.

I nie wrócisz?

vanna.

Jeśli...