Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
gwido.

Nie mają po co przychodzić! Vanna odpowiedziała im za nas oboje.

marco.

Bez wątpienia. Czy jednak zgodzisz się na jej odpowiedź?

gwido.

Jej odpowiedź!... Więc wątpisz?... I ty ją niby znasz, i widywałeś ją codziennie od pierwszej chwili, gdy cała jeszcze kwieciem okryta i promieniejąca blaskiem jedynej miłości, przekroczyła próg tej komnaty, w której sprzedać ją pragniesz, w której ośmielasz się wątpić w jedyną odpowiedź, jaką kobieta dać może ojcu, zapominającemu się do tego stopnia, iż pragnie, by jego córka...

marco.

Mój synu, każdy widzi w drugiej istocie to, co widzi w sobie; każdy ją zna inaczej, patrzy bowiem z wysokości własnego sumienia...

gwido.

Tak... dlatego prawdopodobnie źle ciebie znałem... Lecz jeśli oczy moje mają naraz się otworzyć, by dostrzedz aż dwie okrutne pomyłki, wołałbym — mój Boże! — zamknąć je na wieki!

marco.

Otworzą się one, mój synu, na promienniejsze jasności... Mówię tak, bo dostrzegłem w niej moc, jakiej ty nie spostrzegłeś, a która o jej odpowiedzi wątpić nie pozwala.