Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozum, tutaj zaś pozostała na punkcie, gdzie była w niemowlęcych latach ludzkości. Snuje marzenia i żywi pożądania wprost barbarzyńskie zupełnie jak to się działo, gdy władała nadziejami i obawami człowieka jaskiniowego. Domaga się rzeczy niemożliwych, a drobnostkowych jednocześnie. Upiera się przy przywilejach, które w razie uzyskania ich byłyby straszliwsze w skutkach od największych katastrof, jakiemi nas straszy nicość. Czyż można pomyśleć bez drżenia o wieczności zamkniętej z całym swym ogromem w znikomej łupinie naszej świadomości współczesnej? Jesteśmy ofiarami nielogicznych urojeń fantazji naszej. Gdybyśmy zasypiali dziś wieczór, mając naukowo i eksperymentalnie stwierdzoną pewność, że zbudzimy się po latach stu w obecnym stanie, z nienaruszonem ciałem, to każdy z nas, nawet pod warunkiem utraty wspomnienia swego minionego życia, zgodziłby się niezawodnie na ten sen wiekowy z tem samem zaufaniem, z jakiem przyjmuje krótki sen jednej nocy. Miast bać się, ludzie zdjęci ciekawością poddawaliby się temu eksperymentowi bardzo ochotnie. Niezawodnie tłoczonoby się do owych szafarzy snu czarodziejskiego i błaganoby ich o udzielenie tego, co uważanoby niewątpliwie za przedłużenie życia. Cóżby atoli zostało z zaćmionych przez