Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kaprysu losu, przypuszczalnego w uzdrowieniu tego rodzaju wraz ze zdrowiem, które go wprowadziło w nową zgoła egzystencję, znikły doszczętnie wspomnienia dni minionych.
W jakimż stanie znajdzie się teraz owo „ja“ owo receptaculum wszystkich, wrażeń, ów punkt, do którego zmierza wszystko co stanowi komponent swoisty życia, ów punkt najściślej egotyczny naszej istoty? Czyż po unicestwieniu pamięci odnaleźć zdoła ów ozdrowieniec jakiś cień człowieka dawnego w sobie? Zbudziła się siła nowa, inteligencja i rozwija się z żywotnością niesłychaną, jakiż tedy istnieje stosunek pomiędzy nią a ową ciemną, martwą dotąd zarodzią, z której wystrzeliła nagle, o jakiż fundament przeszłości prze się, by trwać dalej? Czyżby nie przetrwało w nim jakieś uczucie, czy instynkt nie zawisły od pamięci, inteligencji lub innej jakiejś zdolności rozpoznawczej, coby mu umożliwiło uświadomienie sobie, że to dobro niepojęte, wywołane cudem wyzwoleńczym, jest jego własnem życiem, nie zaś życiem sąsiada, że to on właśnie został przeistoczony do niepoznania, ale pozostał w gruncie identyczny z sobą, że tylko wyszedł z ciemności i ciszy, a żyje dalej w światłości i harmonji? Czyż możemy sobie wyobrazić chaos i zamęt straszliwy oszalałej z nadmiaru