Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nemi bóstwami i wówczas nawet nie przestalibyśmy zadawać im pytań, czego chcą, do czego dążą, na jakim punkcie zamierzają stanąć i zrzec się owych pragnień i zamiarów. Z natury naszej wynika, że nic nas zaspokoić nie może, że nic nie ma w oczach naszych celu swego w swej własnej istocie i że nic nie istnieje dla nas poprostu jako takie, bez innych, utajonych przeznaczeń.
Czyż wytworzyliśmy dotąd jedno bodaj bóstwo ludzkie, od najprymitywniejszych począwszy, do najmędrszych i najmisterniejszych, poprzestając na naszym tworze? Nie, natychmiast zaczynaliśmy gromadzić wokół niego mnóstwo rupieci i doszukiwać się poza jego plecami rozlicznych nowych „wyższych” celów. Zawsze, po godzinie spędzonej na kontemplacji jakiejś ciekawej manifestacji życia materji, rzucamy bez żalu to ukojne zajęcie i, nie dziwiąc się zgoła szaleństwu własnemu, zaczynamy na nowo dociekać formy nowej, nieświadomej, nieznanej, zaśnionej gdzieś w prabycie wieków bezkresnych.

XIII.

Nie zapominajmyż jednak o naszym ulu, gdzie rój zaczyna tracić cierpliwość, gdzie wszystko tętni rozgwarem, przelewa się za brzegi i wyrzuca płowe fale rozedrgane, niby czara wina fermentującego na słońcu. Jest właśnie południe,