Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest jedna, nieodparta i niezbadana, a ujawnia się w danej chwili tylko.
Zarówno odnośnie do pszczół, jak i nas samych, nazywamy fatalizmem wszystko, czego dotąd nie znamy. Ale dzisiaj ul zdradził nam już kilka swych tajemnic przyrodzonych i stwierdziliśmy dowodnie, że ów exodus nie jest ani instynktowny, ani nieunikniony. Nie jest to emigracja ślepa, ale ofiara, jakby wyrozumowana generacji obecnej, dla przyszłego pokolenia. Wystarczy, by bartnik zabił w komórkach młode, nieruchome jeszcze księżniczki i by jednocześnie, (o ile dużo znajduje się w ulu liszek i poczwarek) powiększył sztucznie ilość komórek pustych na składy i sypialnie obywateli, a natychmiast uspakaja się cały, niepotrzebny już tumult, rozpoczyna się niezwłocznie codzienna praca wśród kwiatów, a stara królowa, widząc, że jest konieczna, i nie obawiając się już następczyń, upewniona, że wszystko pójdzie dawnym trybem, rezygnuje z ujrzenia w tym roku słońca. Wznawia gorliwie swą macierzyńską wytwórczość pośród ciemności wylęgarni, zaczyna się nieść, postępując metodycznie od komórki do komórki, nie opuszczając ni jednej, bez wahania i spoczynku i składa w ten sposób trzy tysiące jaj dziennie.
Niema w tem nic fatalnego, jest tylko miłość pokolenia żyjącego dla potomków, którzy zjawią