Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mawiał językiem nieskończoności. W krótkim częstokroć kawałku, zaledwie z dziesięciu złożonym linii, umiał on streścić poematy szczytnej wzniosłości, dramaty niesłychanej energii. Nie potrzebował on nadzwyczajnych materyalnych środków do wydania na jaw pomysłów swoich; bez przyborów orkiestrowych, był on w stanie przejąć duszę słuchacza trwogą, lub wzbudzić w niej wiarę i zapał. Niepoznano się na nim i dotąd jeszcze ogół niezdolnym jest należycie go ocenić. Wielkiego potrzeba postępu w smaku i pojmowaniu sztuki, aby utwory Chopina stały się popularnymi. Przyjdzie jednak czas, w którym dzieła jego bez najmniejszej zmiany na orkiestrę układane będą...
Pobyt nasz w ruinach klasztoru Valdemosa, stał się dla Chopina męczarnią, dla mnie zaś źródłem licznych strapień. W towarzystwie wesoły, słodki, miły, Chopin do rozpaczy niekiedy doprowadzał osoby w ścisłéj z nim żyjące zażyłości. Nie znałam duszy szlachetniejszej, delikatniejszej i bezinteresowniejszej. Przyjaciel stały i wierny, świetnością dowcipu przewyższał ludzi najszczodrzej w tym względzie od natury uposażonych. W kwestyach wchodzących w zakres jego wiedzy, tyle okazywał w zdaniu powagi, tyle trafności i zdrowego rozsądku. iż nikt się z nim mierzyć nie był