Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opuszczonym klasztorze Kartuzów. Klasztor ten przezwany Valdemosa, stał wprawdzie nad malowniczym wąwozem, zarosłym pomarańczowemi drzewami, ale niewygody były w nim ogromne, mebli brak zupełny. Do tego zima była niezwykle ostra: czterdzieści dni deszczu bez przerwy, a niekiedy dla odmiany śnieg. To skłoniło Chopina do sprowadzenia sobie z Marsylii pieca i fortepianu z Paryża, bez których obejść się nie mógł. Kiedy po nieskończonych zwłokach i trudnościach, przedmioty te nareszcie nadeszły, powstało, jak pisał w listach do rodziców, — pomiędzy ludnością tamtejszą wzburzenie, władze bowiem i mieszkańcy Palmy, wzięli piec i fortepian, za jakieś machiny piekielne, sprowadzone w ich przekonaniu na to, aby miasto wysadzić w powietrze.
Pobyt naszego artysty na Majorce, nie wywołał tak gorąco upragnionych skutków. Prawie w oczach niknąć począł. Wszyscy niemal lekarze już go byli odstąpili, lubo cierpienia jego nie zdawały się być chronicznej natury. Był on na wszystko zrezygnowanym. Lekarz, którego na ostatku przywołano, mylił się w diagnozie i sposobie leczenia pacyenta. Bronchitis przeszła w rodzaj niezmiernego rozdrażnienia nerwowego, mającego wszelkie po-