Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej fascynacyjnego wzroku, oblicze jego się zarumieniło; ona uśmiechnęła się nieznacznie. A kiedy powstał z krzesła i schronił dla odpoczynku po za grupę kwiatów kameliowych, posłyszał szelest jedwabnej sukni, wydającej woń fijołkową i ujrzał tuż przy sobie ową damę, która go tak wzrokiem przy fortepianie przeszywała, wspartą na ramienia Liszta. Gdy ją tenże mu przdstawił, poczęła głosem dźwięcznym mówić o jego grze, o treści służącej za tło do improwizacyi. Chopin słuchał słów jej pochlebnych z pewnym rodzajem niezwykłego wzruszenia; jakaś duchowa siła i nieopisana poetyczność wyrażeń, płynących niby potok z ust tej kobiety, przekonywały go, że potrafiła odgadnąć i zrozumieć jego muzykalnego natchnienia intencye, jak nikt jeszcze dotąd.
Była to George Sand.
„Poznałem wielką znakomitość, panią Sand, ale twarz jej niesympatyczna, nie podobała mi się; jest w niej coś odpychającego“. Tak pisał w kilka dni później w liście do rodziców. Lecz Chopin począł genialną kobietę spotykać coraz częściej; wkrótce dla jej pełnej uroku rozmowy, dla jej wykwintnej formy pochlebstw, zapomniał że piękną nie jest, i więcej nią się zajmował, aniżeli tego może pragnął. Gwałtowna miłość, jaka wybuchła dla Chopina w jej łonie, na-