Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grać począł, niebawem dało się słyszeć głośne łkanie. Godfryd w uniesieniu rozczulenia, które go ożywiło siłą niepożytą, uniósł się na łożu boleści z twarzą łzami zalaną. Zmięszany Chopin grać przestał. Pani Cavaignac schylona ku synowi, utkwiła w nim wzrok pytający pełen obawy. Chory siląc się na okazanie spokojności, uśmiechnął się i słabym głosem zawołał: „Niczego się nie obawiaj matko! To nic. Ach! Cóż to za piękna rzecz, ta muzyka, tak pojęta i oddana!“ [1].

Przejęty silnie od dzieciństwa zasadami religijnemi i z przekonania przywiązany do katolicyzmu, nigdy jednak przedmiotu tego zaczepiać nie lubił, dla siebie wiarę swoją chował. W dyskusyach o polityce, literaturze, mało także zazwyczaj brał udziału, przysłuchiwał się chętnie, lecz z osobistem zdaniem nikomu się nie narzucał. Tylko gdy dotknięto ukochanej mu sztuki, gdy ją zaczepiono, wtedy otwarcie występował do boju. Wyznawca romantyzmu, w walce o zapewnienie mu tryumfu, mianowicie w pierwszych latach pobytu swojego w Paryżu, dał niezłomne dowody silnych, wypróbowanych i wytrwałych na wszystko za-

  1. Obacz dzieło M. A. Schulca, pod tytułem: „Fryderyk Chopin“ i t. d.