Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prześcieradła i poduszki suche były; każ kupić szyszek. Niech pani Etienne nic nie szczędzi, aby można się ogrzać przyjechawszy. Żeby dywany były i firanki. Perrichesowi tapicerowi zaraz zapłacę, — nawet każ Pleyelowi, żeby mi byle jaki fortepian przysłał we czwartek wieczór, każ go przykryć. Każ w piątek bukiet fijołkowy kupić, aby w salonie pachniało[1]. Niech mam jeszcze trochę poezyi u siebie wracając i przechodząc przez pokój do sypialni, gdzie się pewno położę na długo.
Więc w piątek w południe jestem w Paryżu. Jeszcze dzień dłużej tutaj, a zwaryjuję. Moje Szkotki takie nudne, że niech ręka boska broni. Jak się przypięły, tak ani się oderwać. Jedna księżna Marcellina co mię przy życiu trzyma, jej rodzina i poczciwy Szulczewski.
Jeżeliby choć tymczasowo gdzieś na innych schodach był pokoik dla służącego? — a nie, to mniejsza.
Ściskam cię; każ palić, grzać i obkurzyć, — może przyjdę do siebie jeszcze!
Twój do zgonu,
Fryderyk“.

Niestety, nadzieje Chopina nie ziściły się zgoła. Wkrótce zaraz po przybyciu do Paryża

  1. Kwiaty, o ile możności fijołki, Chopin musiał zawsze mieć w pokoju.