Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żne długi zostawił. W każdym przypadku, jak ci przyrzekam, za miesiąc najdalej będziemy czyści.
Dziś księżyc przecudny; nigdy piękniejszego nie widziałem!
Ale, ale, piszesz, żeś mi list od moich posłał. Anim widział, anim słyszał o żadnym, a tak mi go potrzeba! Czyś frankował, gdyś go do nich wysyłał?
Twój list, jedyny jaki teraz dopiero odebrałem, był źle bardzo adresowany. Tutaj natura dobroczynna, ale ludzie złodzieje, bo nigdy nie widzą obcych, więc nie wiedzą, co żądać od nich. Naprzykład pomarańczę dadzą ci darmo, lecz za guzik od surduta żądają sum bajońskich.
Pod tutejszem niebem, przejmuje cię jakieś poetyczne uczucie, którem zdaje się wszystko oddychać; orły niepłoszone przez nikogo, bujają majestatycznie co dzień nad naszemi głowami.
Pisz na Boga, — frankuj zawsze i do Palmy dodawaj zawsze Valdemosa.
Jasia kocham i żałuję, że nie ukształcił się zupełnie na dyrektora dzieci jakiego zakładu dobroczynności w jakiej Norymbergii albo Bambergu. Niechże mi przecie napisze choć kilka słów.