Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakie w drogę weszło? Czyś ty tak leniwy? Nie, tyś nie leniwy a poczciwy. Pewno moje dwa listy do moich posłałeś (oba z Palmy) i do mnie pisać musiałeś, tylko poczta tutejsza najnieregularniejsza w świecie, nie wręczyła mi jeszcze twoich listów.
Dziś dopiero odebrałem wiadomość, iż 1-go grudnia w Marsylii fortepian władowali na okręt kupiecki. Dni 14 szedł list z tego miasta, mam więc nadzieję, że fortepian przezimuje w porcie, bo tutaj nikt się rusza, gdy deszcz pada. Że go dopiero na wyjezdnem dostanę, to mię bardzo cieszy, bo oprócz 500 franków transportu i cła, które muszę zapłacić, będę miał jeszcze przyjemność sam go nazad zapakować i odesłać! Tymczasem moje manuskrypta śpią, a ja spać nie mogę, tylko kaszlę, od dawna zaś plastrami obłożony, czekam z utęsknieniem wiosny, albo czego innego.
Jutro jadę do owego przecudnego klasztoru Valdemosa. Będę mieszkać, marzyć i pisać, w celi jakiego starego mnicha, co może miał w duszy więcej odemnie ognia, a jednak tłumił go i gasił, nie mogąc zużytkować.
Myślę, że moje Preludya i Balladę będę mógł wkrótce przysłać. Bądź u Leona; nie mów, żem chory, boby się o swoje 1000 franków zląkł.
Jasiowi i Pleyelowi ukłony zasyłam.