Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i gdybym był rozkochanym, parę lat dłużéjbym potrafił ukryć nędzne i niedołężne zapały.
Nie chciałbym z tobą razem jechać. Nie zmyślam, ale jak cię kocham, tak zginęłaby ta chwila przyjemniejsza nad tysiące dni jednostajnie razem spędzonych, wktóréj byśmy się pierwszy raz za granicą uścisnęli. Jużbym nie mógł cię oczekiwać, nie mógł gadać jak się to mówi wtenczas, kiedy ukontentowanie zamknie przystęp wszystkim innym wymuszonym wyrazom, a serce jedno z drugiem jakimś boskim rozmawia językiem. Wtedy możebym nie wytrzymał i wygadałbym co mi się zawsze śni, co mam wszędzie przed oczyma, co nieustannie słyszę, co mi najwięcéj w świecie przyjemności sprawia i najwięcéj zasmuca!...
Zacząłem Poloneza z orkiestrą, ale dopiero go czuję; kiedy wyjdzie na świat? nie wiem. Gazeta wideńska piękną recenzyę o moich Waryacyach napisała. Krótko ale tak bujno, wysoko, głęboko a przytem filozoficznie, że tłomaczyć tego nie można. Kończy, że te Waryacye prócz ozdób zewnętrznych, mają wewnętrzna zaletę, która zawsze zostanie. Niemiec mi kompliment napisał; jak go zobaczę to mu pięknie podziękuję. Jednakże niema nie przesadzonego i tak jest, jak ja sobie życzę, bo mi i tu samodzielność przyznaje. Żeby nie to-