Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wało. Zresztą Fryderyk poznaje się z ludźmi znakomitymi, dziwi się: „że oni się jemu dziwią“ — ale rozprawia z nimi o sztuce, zdumiewa ich talentem swoim. „Tutejsi mówią“ — pisze w jednym z listów — „że Wiedeń dużoby stracił, gdybym wyjechał nie dawszy się słyszeć. Są to wszystko dla mnie rzeczy niepojęte!“ Każdy z tych listów zaczyna pisać drobnym, czytelnym i wprawnym charakterem; ku końcowi zwykle się niecierpliwi, litery przybierają większe rozmiary, nareszcie zaczętego wyrazu nie może już dokończyć, spieszy się widocznie. Polszczyzna w nich wyborna, jędrna, zwroty swobodne, naturalne, a dziwnie czasem niespodzianej humorystycznej oryginalności. Już to dobry humor na chwilę Fryderyka nie odstępuje. W jednym na małej ćwiartce liście, przysłanym przez osobę wcześniej od niego do Warszawy wracającą, taki położył adres: „Wielmożnemu Imć Państwu Chopinostwu, Profesorstwu w Warszawie, a memu kochanemu Rodzicielstwa na ten raz w Dreznie bawiącego syna.“ Oprócz zwykle umieszczonych na końcu każdego listu słów: „całuje rączki i nóżki najukochańszych Papy i Mamy“ lub coś podobnego, często dodaje: „Dzieciom (siostrom) buzi, buzi!“ albo: „Dzieci całować póki dziur nie będzie!“ Dla Żywnego, Elsnera, bliższych