Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 41 —

wieństwa ze mną, gdy ja z miłości dla ciebie zrzekam się mego dziedzictwa?
Na te słowa Ernest zaczął się śmiać tak serdecznie, że aż cygaro z ust mu wypadło. Podbiegł do drzwi sąsiedniego pokoju, w którym plenipotent siedząc przy stole pisał, i zawołał:
— Chodź no tu, ojcze! Przyszedł tu jakiś pan, który udaje, że jest moim bratem.
Pan Pargha wyszedł ze swego gabinetu do sali, trzymając w ustach pióro, w jednem ręku ogromny kałamarz, w drugiem zaś plik papierów.
— Jak to? Więc to jest pański syn? — zapytał Filip zdziwiony?
— Przynajmniej jestem przekonany, że ten hultaj jest moim synem!
— Zdawało mi się, że to mój brat Ernest!
— Rzeczywiście, bardzo są do siebie podobni.
— Dziwna rzecz!
— Otóż to, co już panu powiedziałem. Idjosynkrazja kobiet, nic więcej. W owym czasie przebywałem często w zamku maglajskim, a nie możesz pan chyba podejrzewać, by zmarła szlachetna kobieta zakochała się we mnie, com podobny do hipopotama. Józef mój na mocy takiego samego prawa podobny jest do pańskiego brata Ernesta, jak Filip Sternberg do pana...
Nie przekonało to jeszcze Filipa.
— Ależ ten portret! Ten obraz Wenery w zamku radomickim?
— Obraz ten jest portretem paryskiej śpiewaczki, pięknej Cornemuse, na którą zmarły w młodości swej stracił piękny majątek.
Filip odetchnął.
— No, podpisuj pan teraz zrzeczenie się — rzekł