Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za bardzo dobre mu też wzięto taktowny jego postępek z wieńcem, że go przyjąć nie chciał. Dzięki jemu, nietylko ochronka będzie założona, ale jeszcze wystarczy na podarki na gwiazdkę dla biednych dzieci. Ha! Ale dziś oto nastała gwiazdka, dla dorosłych osób, istny dzień urodzin Mesyasza, i każdy miał choinkę pełną błyszczących nadziei i radości bez granic.
Nadzwyczajny zapał, panujący w teatrze, kładł artysta na karb demonstracyj przeciw tyraństwu, ponieważ ekscelencya zakazał mu interpretować pieśni narodowe, a on pomimo to interpretował je przed całą publicznością.
Utwierdziła go jeszcze w tem mniemaniu scena, jaka miała miejsce po ukończeniu pierwszej części koncertu.
Cała publiczność mianowicie, jak gdyby się namówiła, powstała z miejsc i odśpiewała chórem „Szózat”[1] „Ojczyźnie swojej zawsze bądźcie wierni, o Węgrzy!..”
Zaiste, pieśń ta równa się odgłosowi trąby jeryhońskiej! Nuta jej nieraz już rozwalała mury baszt, o których myśleli ci, którzy je wznosili, że przetrwają wieki.
Dopiero gdy ostatni oklask umilkł i Paolo zmęczony powrócił do ubieralni, udał się do niego Zoltan.

— No, teraz może już przyjść jego ekscelencya i okuć mnie w kajdany! — rzekł do wchodzącego Paolo.

  1. Narodowy hymn węgierski.