Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ło wahanie. Każdego zimno przechodziło na samą myśl o tem: nikt nie śmiał udać się do niego z prośbą o koncesyę. Nakoniec mnie namówiono, ażebym to uczyniła. Zdobyłam się na odwagę, której brakowało mężczyznom, i poszłam do potężnego władcy. I oto ujrzałam uprzejmego gentlemana, który prośbę moją spokojnie do końca wysłuchał, żadnych nie stawiając trudności, podpisał akt pozwolenia, sam mnie zaprowadził do kancelaryi, gdzie podpis jego stwierdzono, a potem, towarzysząc mi aż do przedpokoju, zapewnił najgoręcej, że ilekroć udam się do niego z jakąkolwiek prośbą, nie odmówi nigdy życzliwego poparcia. Cóż ty na to?…
Szymon w miejsce odpowiedzi, powtórnie ujął Arankę za ręce i zmusił ją tym razem, aby zajęła miejsce obok niego na kanapie.
— Proszę cię! Mów dalej!
— Więc powróciłam z tryumfem do mojego nowo utworzonego towarzystwa dramatycznego, ze zdobytą koncesyą w ręku. I oto — pierwsze to zwycięztwo stało się podwaliną mojej złej sławy, kanwą, na której ludzie zaczęli haftować najohydniejsze oszczerstwa na mnie. A ja, niebaczna, ani podejrzewając, żeby mnie to mogło plamić, z całą gotowością przychylnego serca każdemu nieszczęśliwemu służyłam najchętniej mojem pośrednictwem do groźnego satrapy. Iluż skazanym otworzyłam drzwi więzienia! Ilu ocaliłam od wygnania! Ilu nędzarzom dopomogłam nowe rozpocząć życie! Ilu pięknym instytucyom tutejszym umożliwiłam i zapewniłam rozwój! Ilu zrujnowanym powróciłam mienie! A ci wszyscy, którzy mi zawdzięczali swoje wybawienie, pierwsi potem rzucili na mnie kamieniem potępienia.
„Łatwo jej! — jest kochanką satrapy…”
To usłyszał o mnie hrabia po swoim z Włoch powrocie. Ale że ten powrót mnie jednej zawdzię-