Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed sąd wojenny. Dziesięć lat więzienia w fortecy i konfiskata dóbr, konfiskata dóbr groziłaby mu za to!… Więc naturalnie, zważywszy na pokrewieństwo… przecież to brat pana barona, brat! — powiedziałem nędznikowi, że nie wolno dzwonić tem na alarm! nie wolno! Aż przykro pomyśleć, ilu dziś jest na świecie delatorów. Ilu delatorów. Wstrętne plemię. Weź, szanowny przyjacielu, te papiery do siebie. Pomów z bratem na cztery oczy i nakiwaj mu porządnie. Poczciwy chłop, ale zapalona głowa, może się tem zgubić. A potem spal te papiery. Takie rzeczy kwalifikują się do zacierania, nie do rozmazywania. Do protokółu wciągać tego nie trzeba. Ja tam lubię spokój święty i zgodę. Bezwzględna sprawiedliwość nie tyle dobrego robi, jak łaskawość, dobroć, zmiłowanie. To mój żywioł to mój żywioł.
Baron Szymon słuchał mowy zwierzchnika z dziwnie cierpką miną. Zamiast zwrotu tego głupiego corpus delicti, byłby tysiąc razy wolał dostać od pana naczelnika dekret swojego awansu… Udając, że z uwagą przegląda otrzymane papiery, roztargniony był i zły na rozczarowanie, jakiego doznał. Umiał się jednak hamować.
— Jaśnie wielmożny pan naczelnik niewymownie mnie zobowiązał tym dowodem swojej łaskawości. Hrabia Bardy byłby się istotnie wplątał przez ten list w wielkie nieprzyjemności. Jest w nich mowa o amerykańskich biletach dolarowych. Flagrans perduelio! Ośmielę się tylko napomknąć, że ja, jako — ot, taki sobie, podrzędny subalternus, nie mogę papierów o tak doniosłem znaczeniu, poprostu przez wzgląd na prywatne uczucie miłości ku bratu mojemu, cofać z urzędowej drogi, na jaką je pchnięto. Chyba, gdybyś ty, jaśnie wielmożny panie, raczył własną ręką, niebieskim ołówkiem, tu, na rogu