Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAL II.

W lepiance cygańskiej

Wodorośle zajmowały głęboką wklęsłość, wyszarpaną w stoku jednej z gór, a kończyły się nieopodal od potoku, ku któremu grunt coraz niżej się spuszczając, zasypany był skalistemi gruzami, tudzież żwirowym miałem; rósł tu już tylko gatunek piwonii, okrągłolistny i bujnym obdarzony kwiatem, lubiący to pełne wdzięku, lecz dzikie otoczenie.
Potok w tem miejscu zakręcał się nagle: z przeciwnej strony podrywał wysoką, bazaltową skałę, z tego zaś brzegu pustką zostawiał dosyć obszerną, szarą mieliznę.
Na mieliźnie tej przywykło gospodarować liczne ptactwo wodne: bociany, rybitwy, czaple łowiły sobie tutaj ryby w płytkiej wodzie, ku wielkiej nieraz pociesze zabawiających się polowaniem. Żyły sobie tu zgodnie, nie lękając się wcale widoku bosego człowieka, który po drugiej stronie zakrętu zajmował się zaczerpywaniem szlamu łopatą w nieckę, i przepłukiwaniem go w długiem korycie. I cygan i ptactwo oswoili się już wzajemnie z sobą.
Taki przepłukiwacz złota płacił państwu 1 złr.