Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

opowieści Bar Noemiego, a gdy ostatnie słowa usłyszał, głowę pochylił i począł gorzko płakać.
Bar Noemi ze drżeniem pytał starca o przyczynę łez jego.
Na to starzec odrzekł:
— Powiedziałeś, młodzieńcze, że gdy się spełnią czasy, kiedy Pan sądzić przyjdzie ziemię, oddzieli on sprawiedliwych od niesprawiedliwych. Wtedy miljony ludzi zniknie z powierzchni ziemi i cała ziemia zniknie pod nami, aby już więcej grzechu nie było.
I gorzko płakał starzec nad światem, chylącym się ku końcowi.
Bar Noemi otarł łzy starca, podniósł go z ziemi i powiedział:
— Nie płacz! gniew Pana jest ubłagany. W dziejach mego ludu czytałem, że raz wydał Pan na jedno wielkie miasto wyrok surowy i zapowiedział, że go zniszczy i posłał proroka do ludu, aby mu objawić, że, jeżeli grzechu nie rzuci, zginie. Lud usłuchał, pokutą i żalem przebłagał Pana i pozostał na ziemi. Innym razem ośm miast skazał Pan na zagładę i miał je ogniem niebieskim w popiół obrócić, a na ich miejsce utworzyć morze cuchnące. W jednem z tych miast żył jedyny człowiek sprawiedliwy, który Boga miał w sercu. Pan uwiadomił tego człowieka o straszliwym swoim wyroku i kazał mu miasto zatracenia opuścić. Sprawiedliwy człowiek pytał z płaczem Boga: — „Panie mój! czyż zagładzisz prawego wraz z nieprawym?“ Na to mu odrzekł Pan: — „Jeżeli znajdziesz w Sodomie pięciu spra-