Strona:Maurycy Jókai - Atlantyda.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odprowadzano człowieka, który odmówił rozkoszy, do bram miasta i przeklinano go, aby nigdy nazad wrócić nie mógł.
I zwykle oddalającemu się towarzyszy dziewica, skromniejsza, łagodniejsza, niż inne, bogatym złocistym włosem źle ukrywająca wdzięki swej postaci. Podaje ramię wyklętemu i wraz z nim uchodzi z miasta rozkoszy do nieznanej krainy lodów. Gdyż odmówić tylu czarom nikt nie może, prócz prawdziwej, czystej miłości, która jest niepodzielną, jak bóstwo.
Ale taki wypadek zdarza się raz na lat dziesięć.
Ośmieszonych, obrzuconych błotem kochanków dzika tłuszcza prowadzi ku mglistym, śnieżnym górom, do krainy chmur i lodowisk, i nigdy żadne oko ludzkie nie widziało, aby stamtąd jeszcze powrócili. Nie zdarzyło się nigdy, aby ich znów ktoś w mieście zobaczył. Przypuszcza się, że giną tam z zimna i głodu lub stają się pastwą dzikich zwierząt, albo w mogiłę nędzy wpadają.
Ta uroczystość Teczkatlepoka odbywa się raz na rok, kiedy zagrzmi na milowe przestrzenie ryk zgłodniałego Trytona i wtedy, skąpanego w rozkoszy, młodzieńca stawiają na wóz triumfalny, złotem wybity ze wszech stron i, wśród śpiewu i muzyki, na śmierć prowadzą.
Oto historja człowieka, który leży na złotym wozie.
Procesja idzie dalej. Za kapłanami idą dziewice: na głowach wieńce z kwiatów, suknie ogniste, przezroczyste. Między niemi na wozie poświęcona dziewica.