dosyć różnych jagód, a choć niejedne były przemarznięte, smakowały jednak doskonale. Na noc wchodziły do gniazdek swoich i innych opuszczonych przez ptaszki, tak że nie odczuwały tak bardzo przykrej zimy. Przytym były pełne dobrej nadziei, że zima wkrótce się skończy i przejęte tą myślą z początku, gdy przychodziła zawieja śnieżna, zbierały się, i mówiły, że to jest „oznaka wiosny“, a jeden z nich — Tomtit wyśpiewywał wesoło:
Drugi zaś dodawał:
|
Wiosna idzie Wiosnę widać.
I opowiadały jedno drugiemu, i wszystkie powtarzały tę piosenką, aż las rozbrzmiewał nią radośnie. A człowiek słysząc ją, polubił te drobne, miłe ptaszki, które tak dzielnie swój ciężki los znosiły.
Ale od tamtej pory co rok, gdy zaczyna wiać wiatr jesienny, sikorki zdają się tracić na chwilę rozum i fruwają po lesie bez ładu, a nawet można je widzieć nieraz w miastach, na drogach i dachach. —
Zdają się poszukiwać czegoś — wracają jednak do lasu, o ile nie przytrafił się im jaki przykry wypadek na tej błędnej wędrówce. Nie opuszczają jednak nigdy swej ojczyzny i znoszą w niej przez rok cały dobrą i złą dolę.