Strona:Maski - literatura, sztuka i satyra - Zeszyt 20 1918.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

futuryści i kubiści, opisywali ten sposób widzenia, jako widzenie dotykające; zresztą można przypuścić, że duch przy tej czynności płata czasami takie figle, jak we śnie. W dziecięctwie prawie wszyscy ludzie są duchowidzami, później się ta właściwość zatraca. Świat widziany duchowo, w porównaniu ze światem widzianym zewnętrznie, wygląda jak zdeformowany, ponieważ „oko ducha“ zachowuje się nie biernie, jak oko cielesne, lecz czynnie i obrazami zaczerpniętymi ze zwykłej rzeczywistości posługuje się tylko jako materyałem, dla swej siły. Dlatego też duchowidzenie jest o wiele bardziej zindywidualizowane, niż widzenie zwykłe. Aktywność wzroku wewnętrznego objawia się tem wydatniej, im bardziej pozostawimy go samemu sobie i tylko baczymy, co sam z własnej siły wydobędzie, wolny od wszelkiego nacisku pamięci i od wszelkiego dyktanda fantazyi. Zamknijmy więc oczy i czekajmy cierpliwie, co się stanie!
Tak właśnie bawił się Goethe i podał swoje doświadczenia w artykule napisanym w 1809 z powodu książki Purkinjego o „Widzeniu pod względem subjektywnym“. Goethe mówi o „własnem życiu oka“ i przyklaskuje zdaniu Purkinjego, który przypisuje oku własną „siłę wyobraźni“. Następnie opisuje Goethe własne eksperymenty. Zamknąwszy oczy, pochyla głowę, i wtedy widzi np. kwiat, który jednak ani chwili nie trwa w tej samej postaci, lecz wyłania z siebie coraz nowe kwiaty z barwnych, nawet zielonych płatków; nie są to jednak kwiaty naturalne, lecz fantastyczne, choć regularne jak rozety rzeźbiarzy. Albo też zamyśla sobie deseń witrażowy, deseń pojawia się natychmiast, lecz wciąż zmienia się od środka ku obwodowi, jak kalejdoskop.
Otóż bardzo podobne spostrzeżenia opowiada także u Galtona duchowny Henslow, i podaje nawet rysunki swoich wizyi. Henslow potrafi niekiedy dowolnie kierować swojemi wizyami, zawracając je np. do obrazu, z którego wyszły; zresztą wizye te rozwijają się niezależnie od woli.
Jan Müller, genialny fizyolog, żyjący w pierwszej połowie wieku 19-go, opisuje również zjawisko duchowidztwa, które sam wypróbował. Powiada, że refleksya płoszy wizye, za to post potrafi je wzmocnić, porównuje widzenie wewnętrzne ze słyszeniem wewnętrznem Mendelsohna i Russa. Müller uważa całą naturę za wielki cud, dlatego nie dziwi się cudom poszczególnym, i wyjaśnia duchowidztwo w sposób następujący: Abyśmy wogóle widzieli, musi substancya zmysłu wzrokowego doznać podniety, — otóż wszystko jedno jest, czy dozna jej z zewnątrz, przez światło, czy od wewnątrz, np. wskutek napływu krwi do mózgu. Ta substancya zaczyna się wprost w mózgu, idzie przez nerwy wzrokowe i kończy się siatkówką; tylko siatkówka może doznawać podniet od światła, lecz wewnętrzne części substancyi wzrokowej mogą ulegać wszelkim podnietom organicznym. Cóż widzimy wogóle? Zawsze tylko siatkówkę w stanie podrażnienia. Rodzaj podrażnienia jest obojętny, oko zaś na wszelkie podniety odpowiadać musi zawsze tylko grą świateł i barw, tak jak ucho zarówno na podniety zewnętrzne (huk), jak wewnętrzne (szum krwi), odpowiada zawsze wrażeniem głosu. Według tego, co cytuje Bahr, Müller mówi, jak się zdaje, tylko o fizyologicznych podnietach wewnętrznych np. o refleksie stanów innych organów na organ wzrokowy. Bahr jednak konkluduje śmiało — nie mogę oczywiście skontrolować, o ile słusznie — że aby mieć wizye, wystarczy tylko wyobrazić sobie coś tak silnie, iżby przeniknęło aż do substancyi zmysłu wzrokowego, dopuszcza więc także psychiczną motywacyę. Gdy fale naszego życia wewnętrznego wzbiorą aż do oka, widzimy to życie, tak jak je słyszymy, gdy np. fale uderzą do ucha. Na czemże bowiem polega wrażenie muzyki? Kompozytorowi nie przychodzą tony z zewnątrz, nie słyszy on świata, lecz samego siebie, jego dusza w nim dźwięczy.
Tu wpada Bahr na pomysł szczęśliwy: usprawiedliwia ekspresyonizm analogią z muzyką. Muzyka była zawsze tą częścią estetyki, która nie dawała się nagiąć do teoryi o sztuce, jako odbiciu świata zewnętrznego. Jest rzeczą po wszystkie czasy zastanawiającą, że subjektywne tony muzyki nie mają takiego odpowiednika w świecie przedmiotów, jak np. malarstwo i poezya. Dlatego blagować o muzyce trudniej, niż o obrazach i powieściach, niemożność zestawienia z rzeczywistością ucina od razu takie wykrzykniki, jak: jakie to wierne! pysznie schwycone! doskonale odczute! itd.
Tematy do nowel:
Namalować ów hipotetyczny odpowiednik, namalować ciało muzyki. Istniało ono niegdyś: kiedy drzewa naprawdę śpiewały, morze grało najpotężniejsze symfonie, każde serce ludzkie miało własny motyw… Lecz stało się coś strasznego: zmierzch jakiś bogów, jakaś katastrofa kosmiczno-metafizyczna… a może tylko z pojawieniem się człowieka oniemiał świat, pozostały tylko tęskne strzępy ciała muzyki, w szumie drzew, nie mogących sobie przypomnieć dawnych pieśni, w groźnym pomruku morza skazanego na milczenie, w gramofonach gardzieli ptasich, nucących wciąż jedną melodyę, a olbrzymia reszta pogrążyła się, jak Atlantyda w duszach ludzkich, skąd niekiedy wybucha wulkanami… Od tego to momentu muzyka stała się czasem, który tęskni za tem, aby być miejscem, ciałem…
Odpowiednikiem dla ekspresyonistów byłby: świat laseczników i wymoczków, tak niesłychanie obfity w nowe formy… Fantazya kleksograficzna Kandińskiego, zamieniona przez czarownika w ja-